Śmierć 4-letniej Oliwki z Łodzi. Matka i jej konkubent stanęli przed sądem
W środę, 23 listopada, w łódzkim Sądzie Okręgowym odbył się proces 34-letniego Kamila S. oskarżonego o zabójstwo dziecka, oraz 28-letniej Joanny N., matki zabitej Oliwii. Kobieta z kolei oskarżona jest o narażenie córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem było nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka, a także o utrudnianie śledztwa.
Przed sądem matka zamordowanej dziewczynki. wraz z jej konkubentem nie chcieli składać zeznań, lecz w czasie śledztwa obydwoje, bez jakichkolwiek emocji, bez skruchy, bez uronienia choćby łzy, opowiedzieli o ostatnich godzinach życia 4-letniej Oliwki.
Dziewczynka bardzo cierpiała i płakała z powodu trzech nie opatrzonych złamań, z którymi musiała funkcjonować w swoim małym cierpiętnym świecie. Nie potrafiła jeszcze dobrze mówić by wyrazić co czuje... Konkubent matki, Kamil S., podczas bezlitosnego znęcania się nad dzieckiem złamał dziecku obojczyk, łokieć i żebra... Zanim została przez niego ostatecznie zakatowana, złamania zaczęły się już goić...
Oliwia mówiła mamie wielokrotnie, że boi się mężczyzny i nie chce z nim zostawać sama. Pomimo próśb dziecka, matka dalej pozwala konkubentowi "zajmować" się dziewczynką...
5 grudnia 2016 roku Kamil S. pobił dziewczynkę dotkliwiej niż zazwyczaj... Nie mógł znieść płaczu i "marudzenia" 4-letniej dziewczynki. Jak wynika z jego zeznań, matka dziecka wiedziała, że jest bite.
Po przywiezieniu dziecka do szpitala, lekarze stwierdzili, że nie żyje od dłuższego już czasu. Na miejsce została wezwana policja.
Sekcja zwłok wykazała, że 4-latka zmarła w wyniku "olbrzymich obrażeń powstałych w różnym czasie".
- Przede wszystkim stwierdzono rozległe obrażenia głowy, w tym krwiak i obrzęk mózgu, obrażenia jamy brzusznej z rozerwaniem kreski jelita cienkiego - informował Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. - Ze wstępnych ocen biegłych wynika, że do śmierci doprowadziły liczne obrażenia wielonarządowe - mówi Kopania. Śledczy nie mają żadnych wątpliwości, że dziewczynka była ofiarą "rażącej i długotrwałej przemocy".
Oskarżony nie chciał odpowiadać na pytania sędziów, wiec na sali rozpraw zostały odczytane jego zeznania złożone podczas śledztwa.
"Joanna pojechała do Caritasu. Oliwka płakała. To nie były łzy. Ona piszczała. Mieliśmy iść na spacer, ale ona tak piszczała, że uderzyłem ją dwa razy ręką w pupę. Potem pasem, jeden raz w prawe udo. Dwa razy pięścią w brzuch, no i w twarz - otwartą ręką. Podniosłem, rzuciłem na łóżko, uderzyła się głową o oparcie. Już wtedy nie płakała. Rzuciłem ją jeszcze raz. Przestała się ruszać. Wtedy pomyślałem, że mogłem ją zabić. Ubrałem ją, zadzwoniłem do Asi. Powiedziałem, że Oliwka nie oddycha, bo spadła z huśtawki" - zeznawał Kamil S. w czasie śledztwa.
"Wsiadłem do tramwaju, potem jechaliśmy autobusem. Po drodze nikt mnie nie zatrzymał. Przed wejściem na pogotowie dałem Oliwkę Asi i pojechałem stamtąd.
Odnosiłem wrażenie, że Oliwka nie była na rękę Joannie. Mówiła, że jak urodzi się kolejne dziecko (kiedy Oliwia została zabita, jej matka była w kolejnej ciąży - przyp. red.) to nie będzie miała dla niej czasu. Odpychała ją. Odczuwam żal, że zabiłem to dziecko. Ale Joanna wiedziała, że mnie irytuje jej płacz. Jak wychodziła z domu, to przecież wiedziała, że Oliwia wpadnie w płacz, a ja się zdenerwuję. Tak było kilka razy. Joanna nie była zainteresowana, skąd krew na ubraniach. A przecież ją widziała. - twierdził oskarżony w czasie śledztwa.
Matka tragicznie zmarłej dziewczynki także odmówiła zeznań na sali sądowej i jej zeznania również zostały odczytane przez przewodniczącą składu sędziowskiego:
"Przy mnie dawał jej klapsy. Ręką w pupę. Ze trzy razy. Widziałam siniaki. Córka zaczęła się bać Kamila, ale mimo to zostawiałam z nim dziecko. Oliwia nie mówiła. Tylko: 'mama', 'tata' i 'pić'. Kamil krzyczał na Oliwię, bo chciał, żeby mówiła do niego 'tato', ale tylko wtedy, kiedy byli sami w domu. Jak ktoś przychodził, to miała do niego mówić 'wujku'. Córce się myliło, a on się na to wściekał" - zeznawała Joanna N. w czasie śledztwa.
"Mówiłam matce Kamila, że on bije Oliwkę. A ona mówiła, żeby tego nie robił. A robił. Sińce na brzuchu pojawiły się w połowie listopada. Ja nie chciałam od niego odchodzić, bo on mi się oświadczył przez telefon. Myślałam, że będziemy rodziną".
Wyniki oględzin mieszkania okazały się równie szokujące, co zeznania oskarżonych, z których wyraźnie wynika, że dziecko było ofiarą drastycznej przemocy.
-Podczas oględzin ujawniono plamy o wyglądzie śladów krwi na poduszce, ścianie oraz na pozostawionych w łazience i schowanych do szafy ubrankach dziewczynki - mówi Krzysztof Kopania.
Joanna N. poznała Kamila S. parę miesięcy wcześniej. Dla niego przeprowadziła się z Gliwic, gdzie mieszkała z córką, do Łodzi. Razem zamieszkali w październiku 2016 roku. Kobieta ma jeszcze jedno dziecko, które było pod opieką tamtejszej pomocy społecznej.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj