Dlaczego tak dużo służb jedzie na miejsce wypadku?
Dlaczego tak się dzieje?
Dyspozytor ma dokładnie określone, że do wypadku w którym jest określona ilość rannych, musi wysłać określoną ilość zastępów, a w skład tych zastępów musi wchodzić właściwa ilość ratowników.
Dyspozytorzy muszą też zdawać sobie sprawę z tego, że osoby które wzywają pomocy, nie zawsze potrafią określić jaki jest stan osoby poszkodowanej. Aby to zilustrować opisują zdarzenie sprzed kilku dni. Doszło wtedy do zderzenia motorowerzysty z samochodem osobowym. Z powodu braku Zespołu Ratownictwa Medycznego, wysłano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Szczęśliwie, okazało się, że poszkodowany ma złamany tylko palec.
Jednak na stronach straży natychmiast pojawił się hejt, że do takiego czegoś przyleciał śmigłowiec LPR. Skąd dyspozytor medyczny, siedzący w Poznaniu, miałby wiedzieć, jakie obrażenia ma osoba, która brała udział w zdarzeniu. Osoba, która odbiera zgłoszenia pod numerem alarmowym 999 ma kilkuletnie doświadczenie w zespole wyjazdowym Ratownictwa Medycznego, co oznacza, że uczestniczyła już w niejednej akcji i wie, jak może skończyć się z pozoru lekkie zderzenie.
Inne zdarzenie sprzed kilku tygodni miało miejsce na drodze Mochy- Nowa Wieś. Pierwsze zgłoszenie brzmiało, że doszło do kolizji, ale nie ma osób poszkodowanych. Dyspozytor pytał kilkukrotne o stan osób poszkodowanych. Po kilku potwierdzeniach, że zdarzenie nie jest tragiczne, zaalarmował jedynie jednostkę OSP Mochy. Kilka minut później odebrano kolejne zgłoszenie dotyczące tego zdarzenia, które brzmiało już znacznie poważniej. Doszło do zderzenia czołowego, trzy osoby są poszkodowane. Cenne minuty uciekały, zadysponowano więc kolejne dwa zastępy, tym razem z JRG Wolsztyn. Po dojeździe na miejsce okazało się, że sytuacja jest poważna; kilka osób jest poszkodowanych, a jedna z nich wymagała pilnego transportu do szpitala. Na miejsce zadysponowano więc śmigłowiec lotniczego pogotowia ratunkowego.
Strażacy opisują te zdarzenia dlatego, żeby zilustrować społeczeństwu, jak trudne i niepewne decyzje muszą podejmować dyspozytorzy, którzy nie znają całej sytuacji, ale muszą reagować w taki sposób, żeby zminimalizować szkody i pomóc rannym.
Przekonują więc, że lepiej jest wysłać o jeden zastęp za dużo, niż na przykład po 10 minutach jazdy strażaków, usłyszeć, że siły i środki są niewystarczające, więc trzeba dosłać kolejne zastępy. Przecież na to też potrzebny jest czas, a tego w takich sytuacjach po prostu brakuje i jest on niejednokrotnie na wagę życia.
Pamiętajmy także, że dyspozytor za błędną decyzję (m.in. wysłanie zbyt małej ilości SiŚ) może odpowiadać przed sądem.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj