Najwyższy Porządek panuje niepodzielnie, a Rebelia stara się przetrwać resztkami sił. Kylo Ren rośnie w silę pod przewodnictwem Snoke'a, a Rey próbuje namówić Luke'a, aby przekazał jej naukę Jedi.
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi - powrót Luke'a Skywalker'a
Fabuła filmu opowiadana jest dwubiegunowo, a czasem nawet i trzybiegunowo. Z jednej strony mamy relacje Rey oraz Luke'a, z drugiej strony obserwujemy próby zniszczenia resztek Rebelii przez Nowy Porządek. Do tego dochodzi nam bardzo ciekawie rozwijająca się relacja Rey oraz Kylo Ren'em, którzy początkowo kontaktują się jedynie za pomocą mocy, jednak kiedy dochodzi do bezpośredniego spotkania to dopiero robi się ciekawie.
Jak to bywa w serii Star Wars, każda część dotyczy walki ze złem, w tym przypadku nic się nie zmieniło. Dalej mamy okazje śledzić perypetie dwóch stron mocy, choć ta część daje nam okazję na dodatkowe doznania. W końcu w serii mamy jakaś świeżość, inne podejście do niektórych spraw oraz bardzo sentymentalną część. Nowa część Gwiezdnych Wojen dostarcza nam kilka nowych, bardzo ciekawie napisanych postaci, w tym Wiceadmirał Holdo graną przez genialną Laure Dern czy Rose Tico. Mam nadzieję, że relacja tej drugiej z Finn'em zostanie rozwinięta w następnej części, ponieważ chemia pomiędzy tą dwójką jest niesamowita. Bardzo podoba mi się także podejście do śmierci walczących, w końcu ma ona jakieś znaczenie, pokazany jest ból po stracie żołnierzy, nawet tych nic nie wnoszących do fabuły. W końcu możemy odczuć, iż nie umierali roboty, a prawdziwi ludzie, którzy dla kogoś mieli znaczenie i ich strata jest ważną ofiarą w walce ze złem.
Film jest zrobiony bardzo dobrze. Narracja poprowadzona jest niemalże idealnie, choć są oczywiście niedopowiedzenia, jednak wydaje mi się, że będą one rozwiewane w następnych częściach sagi. W trakcie seansu przekazywane jest nam bardzo dużo informacji i pobocznych wątków, które może nie zawsze są bardzo potrzebne, jednak nie wiemy co planują scenarzyści w następnych częściach, więc może w przyszłości teraz dla nas nieważne wątki staną się bardzo istotne. Efekty specjalne natomiast są po prostu bajeczne, ogląda się je cudownie. W szczególności zakochałam się w całej finałowej sekwencji, w której to trafiamy na przedziwną planetę. Tam efekty zwyczajnie zwaliły mnie z nóg i choćby dla samej tej sceny warto wybrać się do kina, gdyż domowe warunki nigdy nie oddadzą jej piękna.
Aktorzy spisali się równie dobrze. Genialna Laura Dern, której było stanowczo za mało na ekranie czy niestety zmarła już Carrie Fisher kradną serca widzów tym seansem. Ponadto widać, że Mark Hamill nie jest już niedoświadczonym młodym aktorem, a mężczyzną świadomym scenicznie. Bardzo podobała mi się również gra Adama Driver'a oraz Daisy Ridley szczególnie w ich wspólnych scenach.
Jak dla mnie jest to jedna z lepszych części Gwiezdnych Wojen. Seans oglądało mi się z wielką przyjemnością, a jego długi czas trwania pomagał w zrozumieniu wszystkich wątków, a nie przeszkadzał w odbiorze jak sądzi wielu. Moją oceną tego filmu będzie 8/10. W pewnych momentach film jest po prostu genialny, jednak przez sporadyczne niedoróbki należy odjąć te parę punktów. W całości jednak film jest warty obejrzenia, a fani całej serii nie powinni być zawiedzeni.
Ocena: 8/10
Jak to bywa w serii Star Wars, każda część dotyczy walki ze złem, w tym przypadku nic się nie zmieniło. Dalej mamy okazje śledzić perypetie dwóch stron mocy, choć ta część daje nam okazję na dodatkowe doznania. W końcu w serii mamy jakaś świeżość, inne podejście do niektórych spraw oraz bardzo sentymentalną część. Nowa część Gwiezdnych Wojen dostarcza nam kilka nowych, bardzo ciekawie napisanych postaci, w tym Wiceadmirał Holdo graną przez genialną Laure Dern czy Rose Tico. Mam nadzieję, że relacja tej drugiej z Finn'em zostanie rozwinięta w następnej części, ponieważ chemia pomiędzy tą dwójką jest niesamowita. Bardzo podoba mi się także podejście do śmierci walczących, w końcu ma ona jakieś znaczenie, pokazany jest ból po stracie żołnierzy, nawet tych nic nie wnoszących do fabuły. W końcu możemy odczuć, iż nie umierali roboty, a prawdziwi ludzie, którzy dla kogoś mieli znaczenie i ich strata jest ważną ofiarą w walce ze złem.
Film jest zrobiony bardzo dobrze. Narracja poprowadzona jest niemalże idealnie, choć są oczywiście niedopowiedzenia, jednak wydaje mi się, że będą one rozwiewane w następnych częściach sagi. W trakcie seansu przekazywane jest nam bardzo dużo informacji i pobocznych wątków, które może nie zawsze są bardzo potrzebne, jednak nie wiemy co planują scenarzyści w następnych częściach, więc może w przyszłości teraz dla nas nieważne wątki staną się bardzo istotne. Efekty specjalne natomiast są po prostu bajeczne, ogląda się je cudownie. W szczególności zakochałam się w całej finałowej sekwencji, w której to trafiamy na przedziwną planetę. Tam efekty zwyczajnie zwaliły mnie z nóg i choćby dla samej tej sceny warto wybrać się do kina, gdyż domowe warunki nigdy nie oddadzą jej piękna.
Aktorzy spisali się równie dobrze. Genialna Laura Dern, której było stanowczo za mało na ekranie czy niestety zmarła już Carrie Fisher kradną serca widzów tym seansem. Ponadto widać, że Mark Hamill nie jest już niedoświadczonym młodym aktorem, a mężczyzną świadomym scenicznie. Bardzo podobała mi się również gra Adama Driver'a oraz Daisy Ridley szczególnie w ich wspólnych scenach.
Jak dla mnie jest to jedna z lepszych części Gwiezdnych Wojen. Seans oglądało mi się z wielką przyjemnością, a jego długi czas trwania pomagał w zrozumieniu wszystkich wątków, a nie przeszkadzał w odbiorze jak sądzi wielu. Moją oceną tego filmu będzie 8/10. W pewnych momentach film jest po prostu genialny, jednak przez sporadyczne niedoróbki należy odjąć te parę punktów. W całości jednak film jest warty obejrzenia, a fani całej serii nie powinni być zawiedzeni.
Ocena: 8/10
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj